niedziela, 19 stycznia 2014

Niedokończone dzieło

Do lasu - trochę za daleko i dużo śniegu. Idę nad jezioro - znacznie bliżej. Mróz, wiatr, słońce, trzciny i biel. Jezioro jeszcze nie do końca skute lodem. Zarodki róż lodowych dopiero nabierają kwiatu. Wrócę tu, jak mróz dokończy swoje dzieło.







niedziela, 12 stycznia 2014

Mój pierwszy raz


Kiedyś nastąpi, zamierzony lub nie – ten pierwszy raz. Zawsze dzieje się coś przed i po, ale w pamięci zostaje najdłużej ten wyczekiwany moment, na którym nam tak zależało. Ciągle poszukujemy tego pierwszego razu, bo on najbardziej nam smakuje. Rozkręcamy się, wartościujemy, oceniamy i wybieramy coraz wyższy stopień trudności i satysfakcji. Najpierw publikacja - nie ważne, żeby tylko „puścili” - by świat zobaczył. Następnie – może okładka, rozkładówka, temat, do albumu, może własny album? Lokalnie, w kraju, za granicą.. i? I po drodze mądrzejemy, nabieramy rozumu, dystansu, zaczynamy bardziej rozumieć siebie i prawa rządzące naszym foto – światem. Zaczyna docierać do nas, że są pewne etapy w życiu fotografa, które się przechodzi w naturalny sposób, niezależnie od naszych pierwotnych pragnień i dążeń. Trzeba pewną drogę w życiu pokonać, by stwierdzić na koniec, że najlepiej jest być panem samego siebie.
Ale po kolei. Najpierw preludium, czyli etap pierwszy – czasopisma fotograficzne, lokalne gazety, pocztówki, kalendarze, foldery..., ale czujesz, że to nie to. Eureka! Czasopisma branżowe – inni czytelnicy, inne pieniądze i doświadczenia. Pierwsze uderzenie - rok 1990 i duży kop do przodu: „młody Technik” - pierwszy konkurs i sukces, „Przyroda Polska” - pierwsza okładka, niemiecki „die Pirsch” - pierwszy reportaż... nieźle jak na początek. Następuje efekt śnieżnej kuli..., ale ciągle, na nowo pragniesz - by zaistniał ten pierwszy raz – zdjęcie na całą stronę, rozkładówka, autorski temat, zdjęcia w albumach (jedyna wartościowa publikacja, bo zostaje na półce) i wreszcie autorski album. Po drodze zauważasz, że ten świat nie należy tylko do ciebie. Na rynku królują już Włodzimierz Łapiński, Krzysztof Sawicki, Andrzej Stachurski..., ale są i tacy, którzy zaczynają jak ja – Bracia Kłosowscy, Artur Tabor... Na najbardziej opłacalnym rynku niemieckim wchodzę między takie „tuzy fotografii” jak B. Winsmann, H. Schneider, H. Arndt, M. Danegger, S. Meyers... Zwątpienie – gdzie ja się wpycham i z czym? Powoli zaczynam rozumieć - oni posiadają średnioformatowe aparaty z osprzętem z najwyższej półki (ja tylko „Pentacona” i Canona”) i wildparki..., ale... nie mają tego co ja – prawdziwie naturalnej przyrody – fotograficznego eldorado. Rozglądając się dookoła, fotograf uczy się wielu ciekawych rzeczy – w tym czasie uświadamiam sobie jak bardzo twierdzenie NG: „mamy najlepszych fotografów świata” jest mocno przereklamowane. Nigdy nie wysyłam i nie staram się o publikację zdjęć w tym wydawnictwie. Po jakimś czasie zauważasz, że z „rynku” znikają królowie pierwszej zmiany. Co się się stało, dlaczego? Zaczynasz rozumieć, że nie zniknęli, że są i działają nadal. Oni przestali tylko tworzyć dla kogoś wartość dodaną - zaczęli pracować dla siebie. Przecież przez całe życie nie będą gonili po krzakach – ten etap „fotograficznej drogi” mają już za sobą. Który to jest etap, ilu fotografów do niego dotrze, i co będzie dalej? Jaki okaże się ten kolejny pierwszy raz?
 
Pierwszy autorski album i pierwsza duuża fotka w duużym albumie
 
Pierwsze...

Również jedne z pierwszych...
 
Pierwszy "kopniak"

Pierwsza publikacja i do tego jaka kasa, jeszcze w DM

Ciągle do przodu...

Ciągle dalej...

... i tak dalej...

... i tak dalej...

Wędkarskie tematy, grzech było pominąć, zbyt duża społeczność...
 
Ps. To nie melancholia, to porządki po przeprowadzce... :)

wtorek, 7 stycznia 2014

Pozdrowienia z krainy zimna i lodu

To nie prowokacja, tylko wspomnienie zimy z ubiegłego roku. Co z tego, że nie wytrzymałem siedząc w ciepełku i w mrozy, zawieje zrobiłem kolejna setkę udanych zdjęć zimowych do archiwum "szuflada". Straty w moim przypadku z powodu długiej i śnieżnej ubiegłorocznej zimy były duże, nie licząc rozbitej terenówki :( Odpoczynek od bieli się należy jak psu buda i basta. Chociaż nie wierzę w głoszoną teorię i powód "globalnego ocieplenia" to niech ten kominek we mgle jeszcze podymi - będzie cieplej ;) Liczę gorąco na to, że tym razem przysłowie ludowe - "Jak do Trzech Króli nie ma zimy, to już jej więcej nie zoczymy" - przynajmniej w połowie się sprawdzi.
Pozdrawiam gorąco z polskiej krainy zimna i lodu.


 
 GRUDZIEŃ brrr... 2012

 
KWIECIEŃ 2013 nie lepszy

Jeden to za mało?

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Moja prywatna "Idylla"

Słynna tapeta z Widows XP. Miałem na pulpicie ten krajobraz jak wszyscy, do czasu kiedy odkryłem "ją" u siebie. O tym słynnym zdjęciu pisze portal Fotoblogia Ja swoją "Idyllę" mam na co dzień, obserwuję z okna w kuchni, z podwórka i zza stodoły. Często też kieruję obiektyw w jej stronę, kiedy się zmienia. Zmienia ją pora roku, pogoda i uprawy. Obserwuję jak odwiedzają ją sarny, żurawie, bociany... i ludzie - ktoś dba o moją "Idyllę".

 
 Trochę się o nią obawiam. Obawiam się tego, że kiedyś zniknie pod ciężarem betonowych budowli. Z jej szczytu rozciąga się wspaniały widok na okolicę, jezioro, bagienka i lasy. Piękno kusi, zniewala... i gubi. Nie wierzę, że uchroni "Idyllę" strefa krajobrazu chronionego - Natura 2000 - gdzie obowiązuje zakaz budowy na wzniesieniach. Nie uchroni jej tak samo, jak nie uchroniły przed zniszczeniem żadne zakazy - przepisy, wielu pięknych wzniesień w otoczeniu (mojej?) Idylli.